Siema!
17.XII po miesiącach wzdychania i ściskania portfela wreszcie założyłem akwarium. Uznałem że jeżeli nie zaleję baniaka wodą to zawsze będę tylko teoretyzował i odwlekał zakup na świętego nigdy.
60x30x30 na podłożu H.E.L.P. soil Plants zalene kranówką i oświetlone LED 10W (była w zestawie). Filtr zewnetrzny FZN-2 na standardowej gąbce.
Drugiego dnia od zalania woda ładnie się wyklarowała, dodałem bakterie w płynie. Wyglądało to OK:
Dwa dni później kolega "pożyczył" mi molinezje, żeby przyspieszyć dojrzewanie zbiornika. Docelowo zamiast black molly chce żeby tu zagościły krewetki odporne na błędy nooba, czyli coś z rodzaju Neocaridina.
W piątek uzupełniłem jeszcze ubytek wody i zostawiłem akwarium samemu sobie aż do dzisiejszego wieczora. Przyjeżdżam i widzę że ścianki akwarium zaczynają brązowieć (w nieregularnych plamach). Nie udało mi się uchwycić tego aparatem, ale podobna rzecz dzieje się z podłożem i chyba częścią filtra która zasysa wodę.
Przejmować się tym, czy cieszyć - nie wiem!
Zdaję sobie sprawę że jestem wciąż niezdrowo podniecony tym akwarium, ale wierzę że mi to wybaczycie :D
Ps. Szukam jakiejś sprawdzonej książaki lub PDF/kompedium o prowadzeniu krewetkarium (lub akwarium jako takiego). Forum z pewnością jest super opcją, ale informacji i opinii jest tutaj zatrzęsienie, a ja jestem chyba trochę analogowym człowiekiem i zależy mi na możliwości czerpania z jednego spójnego źródła. Możecie może coś polecić?
Pozdrawiam CIEBIE (tak, właśnie CIEBIE) bardzo serdecznie! :)